Ciekawi mnie, czy mieliscie w swoich takie swoje zaklete, kultowe miejsca?
Nie chodzi mi o zadne miejsca historyczne w tym wypadku, czy jakies pomniki tylko kultowe tak prywatnie - chocby dlatego ze cos ciekawego sie wam tam przydarzylo, czy macie z tym miejscem zwiazane jakies wspomnienia?
Na poczatek powiem o takich moich:
1) Warszawa - aleja Kasztanowa na Ursynowie, zaczarowane miejsce dziecinstwa, uwielbialam bawic sie tam jesienia, skakac w kopach lisci, zbierac blyszczace kasztany. Niestety... z tego co wiem, jest obecnie wkomponowana w zabudowe nowoczesnego, bogatego zamknietego osiedla ...
2) Warszawa - zdziczale dzialki (tez Ursynów) w okolicach Lasu Kabackiego - po prostu raj dla dzieci - zbieralo sie dziczki owoców, budowalo szalasy oraz bawilo w tysiace przedziwnych zabaw.
3) Kraków - Bar u Endziora na placu Szerokim. To sa juz wspomnienia z czasów studiów (wiec juz nie PRL), ale miejsce jest niesamowite i zasluguje na wspomnienie. Bar otwiera sie ok 203 w nocy, karmiac tych co opuszczaja przybytki w których popijali napoje z %%.
Podaja w nim kielbaske z cebula, kotlety schabowe wielkosci dwóch dloni, kiszke kaszanke, etc. Najlepsze, ze mozna przy tym barze spotkac zarówno studentów, zulerie z dzielnicy kazimierz i wykladowców uniersyteckich - wiem, bo sama swoich spotkalam
Miejsca kultowe w naszych miastach
Moderatorzy: Robi, biały_delfin
Re: Miejsca kultowe w naszych miastach
Może to już historia Rukio? Szczerze powiem, że wpadłem tam pod koniec marca zeszłego roku i po prostu zawinęliśmy ogonem z synem. Z tych legendarnych dań panie w środku proponowały jakąś horrorną zapiekankę z keczupem i nic poza tym. Musieliśmy skorzystać z jakiejś wietnamskiej dziury i posilić sajgonkami. Jechać na Kazimierz po legendarnego schabowego, czy żeberka i zobaczyć tylko zaśmiecony syf wokół jatek to przesada. Schabowego na dwie dłonie czyli "bereta" to sam sobie usmażę, bez Endziora i łaski. Zniesmaczysko zostało .Rukia pisze: 3) Kraków - Bar u Endziora na placu Szerokim. To sa juz wspomnienia z czasów studiów (wiec juz nie PRL), ale miejsce jest niesamowite i zasluguje na wspomnienie. Bar otwiera sie ok 203 w nocy, karmiac tych co opuszczaja przybytki w których popijali napoje z %%.
Podaja w nim kielbaske z cebula, kotlety schabowe wielkosci dwóch dloni, kiszke kaszanke, etc. Najlepsze, ze mozna przy tym barze spotkac zarówno studentów, zulerie z dzielnicy kazimierz i wykladowców uniersyteckich - wiem, bo sama swoich spotkalam
"ciężkie czasy!" westchnął sowiecki sołdat zdejmując zegar z wieży kościelnej
Ja też miałam kilka kultowych miejsc:
1. Obok osiedla był park z dwoma stawami, na których pływały zawsze kaczki i łabędzie (ciągle dokarmianych niezjedzonymi śniadaniami). Zimą było lodowisko. Zabawy w parku często kończyły się skąpaniem w stawie. Chyba każdy z osiedla wspomina taką historię. Ja skąpałam się tylko w fontannie parkowej, chciałam sama obeschnąć, bo jeszcze na dworze świeciło słońce, ale sąsiadka wracająca z kościoła siłą zaciągnęła mnie do domu. W parku znajdowała się muszla koncertowa więc często organizowaliśmy tam osiedlowe koncerty życzeń i inne tego typu imprezy
Drugie miejsce to był olbrzymi park przypominający las, gdzie wiosną chodziło się na fiołki albo na zbieranie łusek po nabojach, bo znajduje się tam również strzelnica LOK-u.
Trzecie miejsce, na którym obecnie stoi dom moich rodziców. To miejsce kultowe ze względu na liczną obecność ślimaków z kolorowymi muszlami. Do tej pory zmora właścicieli ogrodów. Uwielbialiśmy tam chodzić, bo teren był olbrzymi, pełno chaszczy i tysiące kolorowych muszli.
1. Obok osiedla był park z dwoma stawami, na których pływały zawsze kaczki i łabędzie (ciągle dokarmianych niezjedzonymi śniadaniami). Zimą było lodowisko. Zabawy w parku często kończyły się skąpaniem w stawie. Chyba każdy z osiedla wspomina taką historię. Ja skąpałam się tylko w fontannie parkowej, chciałam sama obeschnąć, bo jeszcze na dworze świeciło słońce, ale sąsiadka wracająca z kościoła siłą zaciągnęła mnie do domu. W parku znajdowała się muszla koncertowa więc często organizowaliśmy tam osiedlowe koncerty życzeń i inne tego typu imprezy
Drugie miejsce to był olbrzymi park przypominający las, gdzie wiosną chodziło się na fiołki albo na zbieranie łusek po nabojach, bo znajduje się tam również strzelnica LOK-u.
Trzecie miejsce, na którym obecnie stoi dom moich rodziców. To miejsce kultowe ze względu na liczną obecność ślimaków z kolorowymi muszlami. Do tej pory zmora właścicieli ogrodów. Uwielbialiśmy tam chodzić, bo teren był olbrzymi, pełno chaszczy i tysiące kolorowych muszli.
-
- Posty: 295
- Rejestracja: 24 maja 2006, o 21:10
Starogard Gdański i tzw. Rata, zwłaszcza okolice rozdzielni gazu: raj dla miłośników dzikich i ogólnie dostępnych "eltek", czyli wiśni, jabłek, gruszek, śliwek, itp. Niestety także tanich win owocowych, ale w ostatnich latach z Raty usunięto większość krzaków, w których odbywały się libacje, więc trudniej się tam teraz schować kloszardom niż 20-30 lat temu.
Hmmm... Trudno mi się wypowiadać na temat wszystkich dzielnic mojego miasta, bo nie wszędzie bywałam, więc postaram sie wymienić kultowe dla wszystkich.
Zalew Dojlidy - z całą pewnością nr 1. Zastępował kiedyś jeziora, do których ode mnie jest ok. 90 kilometrów. Teraz więcej ludzi ma samochody, więc nawet nad jeziora, do Augustowa, czy Rajgrodu można wyskoczyć łatwiej i szybciej, ale nawet teraz Dojlidy są naszym głównym kąpieliskiem. Kiedyś jeździłam z rodzicami i bratem. Sama, czy z koleżankami/kolegami nigdy. Popularne hasło wypadu na Dojlidy, to "Chodź, pojedziemy na DOJKI".
Zalew Dojlidy - z całą pewnością nr 1. Zastępował kiedyś jeziora, do których ode mnie jest ok. 90 kilometrów. Teraz więcej ludzi ma samochody, więc nawet nad jeziora, do Augustowa, czy Rajgrodu można wyskoczyć łatwiej i szybciej, ale nawet teraz Dojlidy są naszym głównym kąpieliskiem. Kiedyś jeździłam z rodzicami i bratem. Sama, czy z koleżankami/kolegami nigdy. Popularne hasło wypadu na Dojlidy, to "Chodź, pojedziemy na DOJKI".